w niedzielę miałam tę niesamowitą przyjemność być na widowni, kiedy to dziewczęta z Bardotka Trio dawały koncert.
Na samym wstępie napiszę o jednej jedynej wadzie tego wieczoru i w związku z tym proszę o wybaczenie :) ale, nie będę ukrywać, że mnie to rozzłościło i w żadnym razie nie dotyczy to Bardotek. Chodzi mi o niektórych gości. Odnoszę wrażenie, że jak koncert zapowiadany jest na godzinę 19:oo to i tak jakiejś części ludzi wydaje się, że wszyscy będą na nich czekać. Tu więc mój apel do wszystkich tych, którzy mają problem z zegarkiem - Wasze spóźnienie jest brakiem szacunku nie tylko dla reszty publiczności, ale i dla samych Wykonawczyń. Na tym kończę mój, jak już wspomniałam, jedyny wyraz dezaprobaty :)
Chłopcy z
The Hot Sousages, jak ponoć Band nazwał się na potrzeby koncertu, rozpoczęli koncert niedługim supportem dla dziewczyn, który rozgrzał całą salę. kiedy natomiast wyszły na scenę Bardotki, rozległy się gromkie brawa i milkły już tylko na czas, gdy śpiewały :)
Bardotka Trio są cudowne i za każdym razem, gdy widzę je na scenie usta same zaczynają mi się uśmiechać. Mają w sobie tyle niesamowicie pozytywnej energii, że potrafiłyby nią zasilić ze trzy elektrownie :) Gdybym miała Wam opisywać każdą piosenkę, jaką zaśpiewały i moje odczucia co do nich, ten post musiałby być chyba długi na kolejne 10 stron, dlatego opiszę te, które jak dla mnie są po prostu najwspanialsze ze wspaniałych.
Uwielbiam w ich wykonaniu "Mr. Sandman". Jest ona wykonywana przez nie zawsze w tak żywiołowy sposób, a w szczególności końcówka, że aż ciarki przechodzą po plecach. Dziewczyny tak potrafią rozruszać publikę, że nawet na eleganckim koncercie w Teatrze Kwadrat, ludzie wstawali z miejsc i zaczynali rytmicznie podrygiwać do muzyki. A kiedy muzyka cichła, one wcale nie zamierzały milczeć ;) Ci co byli doskonałe wiedzą co mam na myśli :) Starały się opisywać każdą piosenkę przed jej wykonaniem i jak ona znalazła się w ich repertuarze, ale różnie to wychodziło. Zazwyczaj wszyscy pokładali się ze śmiechu, bo dziewczyny nie dość, że dowcipnie wszystko przedstawiały, to jeszcze ich urok rozbrajał wszystkich zebranych :)
Wróćmy jednak do piosenek. Wspomniałam już o "Mr. Sandman", więc teraz przejdę dalej. Kolejna pozycja, która mnie uwiodła to była ich własna kompozycja "Dzwoneczki". Na koncercie Bardotki powiedziały, że każda z nich osobno napisała swoją zwrotkę - jeśli one nawet na odległość tworzą tak współgrające ze sobą utwory, to po prostu
chapeau bas! Całość była delikatna i eteryczna. Pozwalała unieść się myślom gdzieś daleko i dopiero pod koniec piosenki wracały na swoje miejsce.
Piosenką przy której zawsze się ożywiam to "Nie googluj mnie". Jest radosna i pozytywnie nastrajająca do całego świata. Choć nic nie odda tego jak Dziewczyny brzmią na żywo, to uwielbiam puścić sobie tę piosenkę w domu. Jak zawsze idealnie podzielone na głosy, no i to coś... To coś, co w nich jest, a czego nie umiem Wam opisać...
Ostatnia, ale nie najmniej ważna piosenka, to utwór Mieczyslawa Fogga "W małym kinie". kiedy słyszę ten utwór w wykonaniu Bardotek, aż dech mi zapiera... A ostatnio nawet w ostatnim momencie powstrzymałam cisnące się na moje policzki łzy. Śpiewają ja tak okrutnie przekonująco, że czuję się wtedy całkowicie przez nie zawładnięta. Przez nie, przez słowa i muzykę. Jak dla mnie ideał~!
Według mnie każda ich piosenka to potencjalny hit :) Kogo nie było, niech żałuje - niezwykła to była pożywka dla duszy :)
Dziewczyny, jeśli to czytacie, raz jeszcze bardzo Wam dziękuję~! Dałyście czadu ;)
No i z niecierpliwością czekam na następny koncert i płytę!
Całuję,
Lilly