poniedziałek, 12 listopada 2012

Marilyn

Moje Kochane!

Chciałabym się z Wami podzielić moim odczuciami co do filmu, który w końcu udało mi się obejrzeć - a był nim "Mój tydzień z Marilyn".


Muszę się Wam przyznać, że wcale nie powalił mnie on na kolana... Wręcz byłam nim trochę rozczarowana... Nie ze względu na aktorkę czy aktora, którzy wcielali się w główne postaci. Nie ze względu na scenografię czy reżyserię. Po prostu uważam, że Marilyn w tym filmie została przedstawiona jako rozhisteryzowana i rozpuszczona kobieta, która jest nie w pełni władz umysłowych. Wszystkie dobrze wiemy, że nie była ona uosobieniem wszelkich cnót, ale mam jednak wrażenie, że to jak została tu pokazana stawia ją w świetle osoby, która zrobiła karierę zupełnie przez przypadek. Może mam mylne zdanie o niej, ale wydaje mi się, że Marilyn przede wszystkim była osobą twardo stąpającą po ziemi - jedynie nie potrafiła sobie poradzić z tym, że obsesyjnie chciała być kochaną. Która z nas tego nie chce?

Wielkim sukcesem Monroe, a może nawet największym, był film "Pół żartem, pół serio", który został nagrany po wydarzeniach mających tu miejsce. Wszelkie jej problemy nawarstwiały się i wzbierały wraz z popularnością, stąd moja opinia, że może jednak w 1957 roku nie była jeszcze aż tak rozklejona, jak przedstawiono to w filmie ... A może chciano w ten sposób uwidocznić widzowi jak bardzo była nieszczęśliwa? Być może, ale to przerysowanie wydaje mi się nazbyt karykaturalne i niewłaściwe... Ale to tylko moja osobista opinia, więc  proszę mnie nie zlinczować ;)


Lilly

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz