wtorek, 30 października 2012

Ślubnie~!

Chyba każda z nas marzy o pięknej sukni ślubnej, którą w tym szczególnym dniu, mogłaby zachwycić nie tylko swojego Lubego, ale i wszystkich gości :) Nie ukrywajmy i odrzućmy na chwilę skromność na bok - jest taki dzień, kiedy prawie wszystko Pannie Młodej jest wybaczone - nawet delikatna próżność ;)

  Chociaż w moim przypadku do ślubu jeszcze daleka droga, to nie zmienia to faktu, iż już intensywnie o tym myślę ;) No bo jakże można by inaczej? Już mam mniej więcej nakreśloną dekorację sali i to jak samo wesele wyglądać powinno. Doskonale wiem jaki chciałabym dostać od R. pierścionek zaręczynowy (choć On  chyba o tym nie wie ;), ale choćbyście miały mnie pokroić, to nie mam zielonego pojęcia w jakiej sukni ślubnej siebie widzę... Zamykam oczy, wyobrażam sobie cały ten cudowny zgiełk, salę balową, jak R. wygląda i jak na mnie patrzy, ale siebie...? Siebie nie widzę - po prostu jakbym stała tam w jakiejś sukni widmo - niby jest, ale nie ma :)No może jest jedna jedyna rzecz, której jestem stuprocentowo pewna - nie może to być suknia typu "beza" lub "pączek" ;)

Dlatego też, w Waszym wspaniałym towarzystwie, postanowiłam się zorientować w tym wyjątkowych kreacjach.

Czy kiedykolwiek zastanawiałyście się, jak byście wyglądały w sukni ślubnej żywcem wyjętej z lat czterdziestych lub pięćdziesiątych czy nawet sześćdziesiątych? Ja tak. Ale żeby nie było - moje wyobrażenia wiele mi nie pomagają :) Najlepszym sposobem weryfikacji jest tylko i wyłącznie przymiarka, ale jak już wcześniej pisałam - na razie się na to nie zanosi :)

Póki co, zostaje nam tylko wyobraźnia :) No to spróbujmy poprzymierzać suknie i powyobrażać sobie nas w ten piękny próżny dzień ;)

Zdaje się, że już pisałam Wam o pierścionku zaręczynowym, ale nic Wam o nim więcej nie napisałam  Mam swój model i gdyby to ode mnie zależało, już dziś miałabym go na swoim palcu :)


Oto i on - w całej okazałości on! :) Rany, jaki on piękny! :) Jednak kobiety maja słabość do błyskotek ;) A przynajmniej ja ;) Dodam tylko na marginesie, że jesli spodoba się Wam cokolwiek innego co jest na stronie, to sklep jubilerski jest sprawdzony i ma baaaardzo przystępne ceny. Ale to tylko tytułem wtrętu ;)

Wiecie już jaki pierścionek chciałaby mieć na swej dłoni Lilly. To może teraz nastąpi jakiś przełom odnośnie kreacji :) Kto wie, może takie myslenie na pismie pomaga w decycyjności ;)

Bardzo mocno i intensywnie zastanawiam się nad okrycie głowy - czy mieć po prostu rozpuszczone, bądź spięte włosy (kolejny problem się urodził :), czy mieć toczek, a może nawet kapelusz? Sama nie wiem... Wszystko wygląda tak szykownie i retro - same spójrzcie!





A może jeszcze inaczej... Może wpiąć we włosy ozdobę taką jak ta?


Najbardziej przemawia do mnie wersja pierwsza, ale kto to wie ;)
Następny aspekt ubioru - czy suknia ma być długa czy może zasłaniająca jedynie kolana? :) Osobiście, choć bardzo lubię ten krótszy fason (jest esencją lat 50-tych ;), to na ślub skłaniałabym się do długiej sukni. Z przedstawionych poniżej modeli mam dwie faworytki:

1.suknia ślubna a la Marilyn Monroe



2. suknia, która nie wiem czemu kojarzy mi się z Grace Kelly (tylko bez tej woalki pod szyją :) 




Może jeszcze do tego równie oszałamiający dodatek w postaci okrycia?



i reszta znalezionych w internecie retro ślubnych kreacji:

                                                    





Która Wam się najbardziej podoba? :) w której Wy czułybyście się idealnie w tym dniu? A może na ślub i wesele wolałybyście coś bardziej... nowoczesnego? ;)

Lilly

poniedziałek, 29 października 2012

Fartuszki!

Inspirując się stroną internetową, jaką znalazłam, postanowiłam Wam co nieco na ten temat napisać :) 

Jaki temat? Dzisiaj na tapecie będą retro fartuszki kuchenne! Coby nam się milej kucharzyło ;)


Mimo, iż fartuszki kuchenne są z nami już od początku XIX wieku, to można śmiało powiedzieć, że ich czas nastąpił dopiero w latach czterdziestych i pięćdziesiątych. Wtedy prawie każda reklama magazynu domowego przedstawiała kobietę ubraną w (oczywiście nie sam ;) fartuch. Takie przyodzienie jak się okazuje, nie tylko służyło pięknym paniom domu do celów związanych z gotowaniem czy pieczeniem, ale różne od kuchennego modele były również stosowane do prasowania i prac domowych. Jednoznacznie wynika z tego, że posiadanie nie jednego fartucha a nawet trzech było w tym okresie bardzo modne i popularne :)



W naszych ukochanych latach 50-tych nastąpił, jak wiemy, duży i szybki wzrost ilości telewizorów. Programy familijne, jakie były wtedy emitowane, bardzo dobrze pomogły stworzyć stereotypowy obraz matki i zony, która prawie nigdy nie rozstawała się ze swoim fartuszkiem. Audycje te będąc tak często pokazywane i powtarzane, dawały każdemu pokoleniu po kolei swoiste spojrzenie na to, jak mogło wyglądać życie ponad 50 lat temu.

Na chwilę wybiegnijmy w niedaleką przyszłość :) Mianowicie w latach siedemdziesiątych fartuszki były noszone już nie tylko przez kobiety, ale i przez mężczyzn. Nie da się jednak ukryć, że ich wielozadaniowość została okrojona - od teraz fartuszki służyły już do zadań tylko i wyłącznie kuchennych.

W ostatnim czasie nastąpił niejaki fartuchowy renesans :) Znowu zrobiły się one modne, a do tego wracają w najlepszym retro stylu. Wzory lat pięćdziesiątych znów są stylowe, a oryginały z tego okresu są bardzo popularne wśród kolekcjonerów. Ja - choć wstyd przyznać - jeszcze takiego nie mam, ale za to wiem bardzo dobrze, gdzie szukać i gdzie go sobie kupię! 


Jak widać na załączonych poniżej obrazkach fartuszki są po prostu przecudne! 
A i ja mam już swojego ulubieńca ;) 
Jest nim  - tam tadam tadam ;) 

Brown and Cream Houndstooth
 Poniżej inne fartuszki, które śmiało można kupić na tej stronie :)
Cafe Toile
French Poodle
Houndstooth Black


Super Cupcake
Feather Damask
Deco Dot
Grape Stripes
 




Warto więc poświęcić trochę czasu Moje Drogie na wybór stylowego i niepowtarzalnego kuchennego stroju, który będzie Was inspirował do osiągnięcia wielkich rzeczy w kuchni! :)

Lilly

środa, 24 października 2012

Rękawiczki - dodatek

Na słuszną sugestię Sweet World of S zamieszczam poniżej zdjęcia mojej własnej torebki z trzymakiem :)

Lilly



Rękawiczki

Pochwalę się :) a co! :)

wczoraj doszła w końcu do mnie moja pierwsza przesyłka z Ebay'a :)  nie powiem, bałam się co zastanę w środku - wiecie jak to jest, jak kupuje się rzeczy z drugiego końca świata ;) nigdy nie wiadomo... ale wbrew wszystkiemu zostałam bardzo mile zaskoczona! wręcz sponiewierana w momencie, gdy zajrzałam do środka.Oto co ukazało się mym oczom:


Już tłumaczę :) Jest to przedmiot o długości mniej więcej 4 cm (bez łańcuszka) i służy do trzymania rękawiczek. Glove holder używany był właśnie w latach 40. i 50. XX wieku. Przypinało się go do swojej torebki i rękawiczki nie dość, że były zawsze pod ręką, to jeszcze w maleńkiej torebce nie zajmowały niepotrzebnie miejsca. Nie wspomnę to nawet o kunsztownym wzornictwie :)

A tu przykłady innych trzymaków z serwisu Ebay :) 



Lilly

wtorek, 23 października 2012

Danseur - partie 2

Jak obiecałam, dziś podzielę się z Wami kolejnymi dwoma piosenkami, które w latach 50-tych świeciły triumfy :) Która chętna, to zapraszam do mojego Wehikułu i w drogę ;)

Ale aby nieco Was zaskoczyć dziś będzie pół na pół. Pierwszy utwór będzie trochę bardziej skoczny, natomiast drugi już zdecydowanie bardziej spokojnie kołyszący :)

No to zaczynamy! 


do niego możemy śmiało potupać nóżką, np. w kuchni :)

A teraz drugi utwór:


kto ma dobrze wyćwiczony instrument gwizdający, niech gwiżdże :)
a ja chętnie położyłabym się na hamaku....


Lilly

piątek, 19 października 2012

Ach ten dym...

Dziś natrafiłam na reklamy papierosów z lat 50-tych. W niczym nie przypominają one dzisiejszych, głównie dlatego, że dziś nie zobaczymy uśmiechniętej kobiety czy mężczyzny zaciągających się papierosem :) a jedynie jakieś finezyjne obrazki, które maja chyba za zadanie imitować dym, jaki wydobywa się z tej używki.



Zawsze byłam zdecydowaną przeciwniczką papierosów - i to w sumie odkąd tylko pamiętam. Kiedy moi koledzy i koleżanki zaczynali popalać, ja byłam na nie. Kiedy nieśmiało palono na tyłach szkoły - ja byłam na nie. Kiedy na studiach już bez skrępowania paliło się przed gmachem  - ja nadal byłam na nie :) Ale jak to w życiu, wszystko kiedyś się zmienia. Moje przyjaciółki były w ogromnym szoku, gdy po raz pierwszy przy nich zapaliłam papierosa, a było to - dodajmy - z jakiś niecały rok temu :) Od tego momentu popalam sobie, ale tylko na spotkaniach towarzyskich. Skłamałbym, gdybym powiedziała, że w ogóle mnie do tego nie ciągnie, bo jest wprost przeciwnie :) ale jeszcze się jakoś dzielnie trzymam na pozycji generalnie niepalącej osoby. Zauważam w tym wszystkim jednak pewna moją niekonsekwencję - kiedy inni rzucają palenie, bo jest ono passe, to mnie - wbrew wszystkiemu - akurat teraz zaczyna do tego ciągnąć. A wizja siebie samej, jako damy lat 50-tych z długą cygaretką, nie pomaga mi w stanowczym i konsekwentnym niepaleniu ;)


W każdym razie zastanawia mnie, jak to jest u Was :) czy palicie? a może popalacie jak ja? czy też wręcz przeciwnie - jesteście zatwardziałymi przeciwniczkami palenia? :) 

Czekam na Wasze opinie w tym temacie, a tymczasem zerknijcie na ujmujące wręcz reklamy papierosów :)

Lilly

czwartek, 18 października 2012

Danseur


  Moje Kochane!

Dziś trochę i dla ciała i dla ducha :) Fucha!

Aby wczuć się odrobinę w lata 50-te i ich styl, najlepiej jest pośpiewać i potańczyć :))

a nic tak pozytywnie nie nastraja jak... Elvis!!! :)) na pierwszy rzut jeden z największych hitów Króla - Hound Dog. 


a żeby szaleństwu rockandrollowemu stało się dziś za dość, trzeba po pierwsze umieścić, po drugie odpalić, a po trzecie zacząć energicznie tańczyć do piosenki, którą na pewno wszystkie znacie :)

Nie pozostaje mi nic innego, jak dołączyć link i wraz z Wami oddać się radosnym pląsom :) może w pracy nikt nie będzie miał mi tego za złe ;)



A już jutro kolejna partia, część retro piosenek :)

Całuję,
Lilly






FB

Kochane,

od dziś można też podglądać blog Lilly na facebook'u ;)

www.facebook.com/vintage.lillydivine

do zobaczenia i tu i tam :) 

Lilly ;)

środa, 17 października 2012

~~~Przepis~~~

W ostatnią sobotę wyprawiałam urodzinowe spotkanie dla mojego R., na którym byli nasi Rodzice i Rodzeństwo ze swymi Drugimi Połówkami. W tym miejscu chciałam się więc z Wami podzielić na pyszne ciasto, jakie postanowiłam zrobić :)

Ciasto piaskowe ze śliwkami


Składniki:

1 kg śliwek
250 g masła
180 g cukru
cukier waniliowy
5 jajek
2–3 łyżki mleka
500 g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
masło i tarta bułka do formy
cukier puder do posypania

Do roboty! 

Śliwki opłukać, osuszyć, każdy owoc przekroić na pół i usunąć pestkę. Masło utrzeć z cukrem i cukrem waniliowym na puch (proponuję użyć do tego miksera, bo inaczej ręka może odmówić posłuszeństwa). Ucierając, dodawać po jednym jajku i wlewać mleko. Mąkę wymieszać z proszkiem do pieczenia i solą. Dodawać stopniowo do maślano - żółtkowej masy. Na końcu całość dobrze wymieszać. 1/3 ciasta wyłożyć na posmarowaną masłem i posypaną tartą bułką formę. Obłożyć śliwkami (możecie to również zrobić na zasadzie totalnej abstrakcji - trochę na górze śliwek, trochę na dole :). Przykryć pozostałym ciastem. Wierzch ciasta wyrównać. Piec ok. 50 minut w piekarniku nagrzanym do 180°C. Wystudzić. Wyjąć z formy i posypać cukrem pudrem. 



Ciasto jest naprawdę pyszne i bez wątpienia Wam wyjdzie :) Mój R. był zachwycony i zjadł wszystko to co zostało :)) no chyba, że ktoś nie lubi śliwek - w tym wypadku myślę, że nie będzie problemem umieścic w cieście owoców, które najbardziej lubicie :) 

Smacznego Kochane!

wtorek, 16 października 2012

Zajęcia

Dziś na zajęciach wybitnie mi nie szło... To znaczy może nie na tyle by zabijać się o własne nogi, ale niestety wystarczająco by czuć niezadowolenie z siebie.. Nie pozostaje mi nic innego jak zrzucić mój brak polotu na obrzydliwą jesień ;)

poniedziałek, 15 października 2012

Sukienki z lat 50-tych



W latach 50-tych kobiety ubierały się szykownie i elegancko właściwie na każda okazję. Czy był to wypad na piknik, czy wyjście po zakupy ceniona była zarówno prostota, jak i dbanie o swój wygląd. Zachowanie i wygląd "damy w każdym calu" były wpajane od kołyski a noszenie sukienki było czymś nieodzownym i zgoła oczywistym :)

swing skirt
Zauważcie Kochane, że wszystkie Panie poniżej mają buty na obcasie oraz rękawiczki - były one niezbędne do ukończenia/ wykończenia całości wyglądu kobiety tamtych lat. 


Sukienka po lewo to doskonały przykład tak zwanej swing skirt. Była ona idealna na letnie popołudnia.

Po prawej z kolei mamy sukienkę o fasonie ołówka. Głównym jej celem było wyeksponowanie kształtów kobiety w związku z czym młode panny, jak i nastolatki nie mogły ich nosić. Były zbyt prowokujące męskie spojrzenia ;) 

Czy zwróciłyście uwagę, że pas/pasek był niezbędną częścią kobiecej garderoby? :)



Kolejnym ważnym elementem, który miał swoje miejsce w kobiecej szafie to szerokie kołnierze, które nota bene wracają dziś do łask. Owe kołnierze wysmuklały i zmiękczały dekolt. 

Poniżej umieściłam przykład sukienki, która była idealna na tak zwane afternoon tea
z charakterystycznymi dla tego okresu miękkimi kobiecymi akcentami.

wrap dress
everyday dress
Wbrew ogólnej obiegowej opinii, kobiety zajmujące się domem, czyli zarówno żony jak i matki, wcale nie wykonywały prac domowych w sukienkach, które okraszone były takimi akcesoriami jak perły czy buty na obcasie :) Taki obraz zagnieździł się w naszym głowach za sprawą seriali telewizyjnych i tego jak ukazywano kobiety z tamtego okresu.

Nie zmienia to faktu, że kobiety nosiły tzw. wrap dress, czyli fason wiązany w pasie z nakładanymi na siebie połami lub też proste codzienne sukienki. 

Patrząc na te ryciny jedyne co nasuwa mi się do głowy to, aby jutro, pomimo ewentualnego chłodu, założyć sukienkę :)) Wam Kochane, radzę to samo :) tylko abyście pod spodem koniecznie miały ciepłe majtki ;) nie chcę mieć na sumieniu Waszych nerek i pęcherzy :)))

piątek, 12 października 2012

Odkrywamy

... nieco tajemnicy :)

Z każdym kolejnym dniem prowadzenia bloga, dochodzę do wniosku że warto by było choć trochę uchylić przed Wami rąbka tajemnicy kim jestem a raczej jak wyglądam :)

Mam większy plan do owego okazywania, ale jeszcze nie teraz - głównie dlatego, że nie mam czasu, aby zrobić to co chciałabym Wam pokazać... Wiem, wiem... Ale w to nie byłabym zaangażowana tylko ja ;) 

Tak więc przed weekendowo ujawniam Wam odrobinę Lilly :) Mam nadzieję, ze przypadnie Wam do gustu ;) a jeśli nie... to trudno! ;)




Lilly

czwartek, 11 października 2012

Zakupy

Kochane! 

Chciałam się z Wami podzielić historią ostatnich dni, a mianowicie zakupem prezentu urodzinowego dla Mego Lubego :) Niby nic specjalnego, poza tym że to dzień niezwykły i wymaga od prezentu - i nie jakiegoś lichego prezentu, tylko czegoś od serca. No i tu pojawił się podstawowy problem. Nawet nie wiecie jak długo zastanawiałam się co będzie najlepszym podarunkiem dla Mego Lubego :)




Jak to zwykle bywa, olśnienie przyszło w najmniej oczekiwanym momencie :) Przecież to było tak oczywiste - pomyślałam. Mój R. nie ma płaszcza! Jedynym argumentem przeciwko temu pomysłowi, był fakt że cena pewnie mnie przytłoczy, ale postanowiłam nie siać defetyzmu i oznajmiłam mu ;) że w najbliższy piątek jedziemy na zakupy :)

Przy okazji na pomoc przy zakupach wzięłam mamę. Z dwóch bardzo ważnych powodów. Pierwszy z nich to taki, że moja rodzicielka ma bardzo dobry gust i wie co jest warte swej ceny a co nie, więc oczywistym było że chciałam ją mieć przy sobie na poparcie swych przemyśleń lub nie. Drugim powodem była zdecydowanie nizsza wroga aktywność Mego R. na zakupy :D Po prostu nie mógł powiedzieć "wychodzimy", albo "nic nie chcę, a na pewno nie będę tego przymierzał" :) Po prostu został spacyfikowany :)

Kiedy nadszedł Ten Dzień, stwierdziłam, że jednak może warto by było wziąć jakieś proszki na uspokojenie nerwów - tak na wszelki wypadek. Kocham swojego Mężczyznę, ale co trzeba mu oddać, jest nim w 100%. Co za tym idzie? Nienawidzi zakupów, a już w szczególności tych dla siebie :) Wiedziałam, że łatwo nie będzie.

Jeśli również szukacie czegoś dla swych drugich połówek, to od razu mogę Wam powiedzieć, abyście nie wchodziły do Reserved - nic a nic tam nie było. Oczywiście każdy szuka czego innego, więc może coś Wam tam podpasuje, natomiast ja wiedziałam, że płaszcz ma być do garnituru i ma być klasyczny, męski. W sklepie, o którym już wspominałam, nie było nic takiego a jedynie wymyślne kurtko-płaszcze (bo w sumie sama nie wiem jak je zakwalifikować ;). Wyszłyśmy stamtąd niepokonane, acz lekko zawiedzione, natomiast Mój R. był szczęśliwy, ze pierwszy sklep miał już za sobą i nie trwało to zbyt długo ;)
 
 
Kolejnym punktem naszych pieszych wycieczek był sklep Peek & Cloppenburg. Czułam przez skórę, że cena za płaszcz nie zejdzie tam (w tym właśnie czasie) poniżej 400 zł. Nieco mnie to martwiło, ale co tam - po przymierzać można. A wcale że nie! Wcale, że nie można! Dlaczego? Chyba z pięć minut chodziłam za R. żeby założył na kark jeden - słownie jeden - płaszcz, abyśmy z mamą mogły stwierdzić czy jakkolwiek pasuje czy nie. W końcu przymierzył :) Płaszcz nie był brzydki i cena nawet nie była porażająca, bo kosztował jakieś 450 zł. Szary, lekko taliowany, kołnierzyk od strony zewnętrznej był w niebiesko-czerwoną kartkę. Nagle, nie wiadomo skąd, pojawił się Pan, który chciał nam pomóc w doborze okrycia. Wybitnie mój R. przypadł mu do gustu ;) Kiedy on pomagał R. dobrać szalik do płaszcza, na który jeszcze się nie zdecydowaliśmy, moja mama buszowała po wieszakach i co rusz pokazywała mi coraz to lepsze, piękniejsze płaszcze - szkoda tylko, że ich cena równie proporcjonalnie rosła! :D Gdy nagle...! W oka kącie dostrzegłam coś na co każda kobieta reaguje piskiem i szybszym biciem serca :) Wieszak a nad nim magiczne słowo "WYPRZEDAŻ" :D  Dobiegłam do niego, jakbym ćwiczyła bieg przez płotki i ktoś miałby mi sprzątnąć sprzed nosa cały ponad dwumetrowy wieszak z płaszczami! :) A tam - wszystkie rozmiary, rożne modele i atrakcyjne ceny :) Na moje pytanie do sprzedawcy, czemu są one przecenione (a nóż może jakaś wada fabryczna), odpowiedział mi że są one po prostu z zeszłorocznej kolekcji. Dla mnie, jako fanki vintage, wcale nie był to argument na nie :) Zaczęłam więc buszować wśród wieszaków razem z mamą i po chwili znalazłyśmy to czego szukałyśmy :) Klasyczny czarny płaszcz, delikatnie taliowany. Oczywiście najgorzej było przekonać R., żeby znów miał coś mierzyć :) Ale po kilku błagających minach jego o litość i moim dla niego całusie w końcu przymierzył. To był strzał w dziesiątkę! :) Wszystko, wszystko leżało idealnie :) A cena? Porażająca! 240 zł. Za takie pieniądze, to ja chyba sobie nie kupię dobrego damskiego płaszcza :D 
Dodam jeszcze tylko, że dopytanie się R. czy płaszcz mu się podoba graniczyło z cudem :) Na pytanie "Podoba Ci się?" kiwał głowa na tak. "Ale mówisz, że tak, aby stąd wyjść?" - dopytywałam. "Tak" odparł R. :D Ale zaraz po wyjściu dostałam dużego buziaka oraz szczere wypowiedzenie się na temat płaszcza. "Kochanie, podoba Ci się prezent?". "Bardzo Skarbie" usłyszałam w odpowiedzi :)

Płaszcz zakupiony dla R.

Tak oto, w dużym skrócie, wyglądało kupowanie prezentu urodzinowego dla Mojego Skarba :) a powyżej jak owy płaszcz wygląda :) 

PS - myślałam, że to kobiety są ciężkie przy dokonywaniu decyzji zakupowych ;)

Kisses :*

               Lilly