wtorek, 30 kwietnia 2013

Po grecku

Kochani,

ostatnimi czasy poruszyłam temat urlopu i kostiumu kąpielowego, który jest bardzo istotnym elementem każdego letniego wyjazdu. W sumie jednak po co nam strój, gdy siedzimy w domu? Nie dość, że jest nam całkowicie zbędny, to jeszcze na dodatek wywołuje on u nas fale rozgoryczenia, że akurat w tym roku musimy zostać w domu i np. podreperować finanse. Z drugiej zaś strony może nas też natchnąć do pisania palcem po mapie, gdzie przy najbliższej okazji chcielibyśmy się znaleźć.

  
Nie pozostaje nam nic innego, jak obrać kurs wyjazdowy. Kierunków tysiące, ale czy jest jakaś podróż życia, którą koniecznie chcielibyście odbyć? Czy jest takie miejsce lub miejsca, które w Waszych głowach są lokalizacjami, które po prostu zobaczyć musicie - ba! zobaczyć, poczuć, zgrać się z nim? Można być w wielu miejscach świata, ale tylko w niewielu czuje się prawdziwą jego atmosferę i to jak na nas oddziałuje i wbrew pozorom dla mnie nie są to miejsca ogólnie wielbione i promowane jak np. Paryż. Owszem, jest to piękne miasto, ale ja wewnętrznie nie czuję z nim sprzężenia - nie działamy na tych samych falach, jeśli można to tak określić :) Za to jest jedno miejsce na Ziemi, z którym czuję się całkowicie złączona. Jest mi ono bardzo obce ze względu na różnice językowe, kulturowe - ale kiedy tam jestem to czuję się jak u siebie - odpoczywam tam, jak nigdzie indziej - jest to moje miejsce. A tym magicznym miejscem jest kraj zwany Grecją. 


 Byłam tam nie raz, ale nie aż tak często, aby znać jej każdy zakątek :) Marzy mi się podróż do Hellady, podczas której będę mogła zobaczyć wszystko to o czym marzę. Nie będzie to wycieczka z biurem podróży, a już na pewno nie w tych samych pieniądzach, więc muszę się jeszcze wstrzymać z bólami. Przemknęła mi za to myśl, że może gdyby mój R. byłby równie chętny to wybralibyśmy się tam w naszą podróż poślubną :) 


W naszą podróż poślubną, która musiałaby chwilę trwać - może trzy lub cztery tygodnie? ;)  - wybralibyśmy
się samochodem. No bo w sumie czemu nie? :) Kiedy byłam malutka, moi rodzice pojechali wraz z moim bratem też do Grecji i to maluchem! - a nie oszukujmy się, w maluchu klimatyzacji, ani zbędnych wygód nie było, nie wspominając już o pojemności autka :)

 
Zanim dotarlibyśmy do samej Grecji, choć po części może udałoby się nam zobaczyć Słowację, Węgry (w których nigdy nie byłam), Serbię i Macedonię. Mam jeszcze chwilę czasu, aby dowiedzieć się czy na naszej trasie znajdowałyby się rzeczy warte zboczenia z niej :) W końcu przekroczylibyśmy granicę z Grecją i od północy zaczęlibyśmy jej zwiedzanie - dokładnie tak! Chcę od góry do dołu przeczesać kontynentalną Helladę - od Thessaloników, przez Meteorę, Volos, Termopile, Delfy, Teby, Ateny, Nemeę, Epidaurus, Mykeny, Argos, Nafpilo, Olimpię aż po Spartę. Myślicie, że to koniec? Skąd! Jest to zarys wycieczki kontynentalnej, a potem cmyk na Rodos (gdzie chętnie odwiedzę moich przyjaciół), Kretę, może Santorini, Simi, Mykonos i gdzieś po drodze z powrotem na kontynent, co oznaczać będzie ni mniej ni więcej powrót do domu...


 

Na samą myśl o takiej wycieczce i związanej z nią całej otoczki, jak podróż samochodem, którą wprost uwielbiam, po tradycyjne greckie wino, fetę, gyros czy retsinę, aż po widoki zapierające dech w piersi.
Ach te widoki! Niektórzy nie czują i nie lubią oglądać ruin a dla mnie jest to niesamowite przeżycie, kiedy patrzy się na budowle, które ludzką ręką i wysiłkiem zostały postawione i do dziś w mniejszej lub większej części są zachowane.



A jaka jest Wasza podróż życia? Gdzie chcielibyście spędzić cztery tygodnie swojego wolnego od pracy czasu?



PS - obiecuję, że jeśli moje marzenie się spełni, to wstawię tu całą galerię zdjęć ;)

Lilly








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz